5 stycznia 2020

Zimowy wczas

W nocy niepostrzeżenie cichcem spadł śnieg. Wpuściłam wtedy Kocieja do domu i wydało mi się, że świat świeci w promieniach księżyca, ale brak okularów na nosie wszystko zamazał. Kociej prędko położył się koło mnie na poduszce, mrucząc. Dotknęłam go i odkryłam, że jest mokry bardziej, niż tylko od zwykłej rosy, a przecież pośród mżawki nigdy by nie wysiadywał, jak to sucholubny kot. Pachniał lasem, liśćmi i wilgocią.


Poranne słońce wpadające przez uwolnione od zasłony drzew okno, kazało mi otworzyć oczy w dobrym, jak rzadko o tej porze dnia, humorze.
- Ech, biegnij zrobić zdjęcia zimie, bo pewnie jutro już jej nie będzie! - powiedziałam. I o dziwo, Anna chwyciła za aparat i poszła cyknąć to i owo.

Pierwszy wpadł jej w oko kaczy dołek, pusty, chroniony przez drzewa, lasek samosiejek sosnowych, dębów i klonów. Zwierzęcy wybieg, nazywany kaczym dołkiem, bo w dołku leży. Teraz pusty, gdyż drób nie skory brnąć po kolana w świeżym śniegu.


Na dworze pierwsze powitały ją oczywiście Balbiny, czyli naczelna małżeńska straż obejścia, Balbin (drugi w rzędzie) i Pulcheria, vel w skrócie Pulcia.


W pewnej odległości stało stadko gęgusi, albo gęgułek lub gęgolinek, czyli tegoroczny wylęg z zakupionych jaj gęsi kubańskiej. Bardzo wrzeszczące to stadko, zwłaszcza, gdy się wyjdzie na dwór, podnoszą od razu wielkie głosy, aż pewnie w całej wsi słychać. Na szczęście wioska rolnicza i zwierzęce krzyki i ryki nikomu nie obce, nie dziwne i nie tylko nie przeszkadzają, ale poprawiają humor mieszkańcom, którym dzięki temu wydaje się, że wciąż jest tak, jak dawniej bywało...


W ich pobliżu stał nowy, młodziutki jeszcze, tegoroczny czarny indorek, który nie ma dotąd imienia. Ale szybko wtopił się w stado indyczek i jest już jednym z nich. Nie gulga jeszcze ostrzegawczo, ani się nie stroszy, przyjmując barwy bojowe lub ochronne, nieśmiały nastolatek.


I dosłownie ostatnia to chwila na zdjęcia dobra się okazała, bo zaraz po powrocie do domu słońce zaszło i niebo zasnuły bure chmury.

7 komentarzy:

  1. U nas też w nocy spadł, ale w południe już go nie było. Wspominaliśmy z mężem czas dzieciństwa. Czas byle jakich butów, niedogrzanych domostw, zawianych dróg do szkoły, czas wielkich mrozów i śnieżyc. Jacy wtedy byliśmy naiwni, sądząc, że tak będzie zawsze. Teraz świadomi następstw łagodnych zim bardzo życzymy sobie ich powrotu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ sympatyczny wpis.Uwielbiam te wiejskie klimaty.Mieszkaliśmy długo w mieście i brakowało mi bardzo tych zwierząt ,widoku zbóż i siana na palach.Teraz jestem znow na wsi ale to już nie taka wieś jak kiedyś.Na bardzo dużą wieś jak tu -nie ma ani jednej krowy ,widziałam 2 kozy.Kury może ma z 10 rodzin i to wszystko.Mieliśmy kury z 10 lat ale sytuacja sie mocno zmieniła i jest tylko kot,ale blisko pola ,laski -przyroda i to jest coś bez czego ciężko mi żyło się kiedyś .Dużo zdrowia i radości w nowym roku !!

    OdpowiedzUsuń
  3. u szwagierki wiekowy gęsior kubański strzeże stadka gęsi na sprzedaż. Co roku. Dostaje podchowane stadko i czuwa nad nim. Broni od psów i lisa. Silny i mądry gęsior. W legendy już w rodzinie na Kaszubach obrósł. Więc krzyki na wsi przydatne. Mogą stadko uchronić. :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam sobie oba zaległe posty, nie wiem jak ten poprzedni się przemknął niezauważony przeze mnie. Tu się rozpiszę, bo to miód na moją duszę. Aż westchnęłam sobie, że tak króciutko napisałaś. Cudne zdjęcia. Wszędzie słyszę o tym śniegu... mogłoby mój ogród ominąć, potrzebuję mrozu bez śniegu aby wybić insekty. Cudne zwierzaki. U sąsiada są gęsi i z ogromnym zainteresowaniem je obserwuję, takie majestatyczne. Ale mąż ma złe doświadczenia z nimi i nie chce ich mieć.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakie piękne wąsika u Pana Kota. I cudną, śnieżną macie zimę

    OdpowiedzUsuń
  6. My na zachodzie kraju nadal czekamy na śnieg ;-) Gąski na śniegu chyba szczęśliwe, choć niecodziennie się to zdarza! Też lubię wiejskie klimaty, ale wiem, że z gospodarstwem wiąże się sporo pracy.

    OdpowiedzUsuń