16 sierpnia 2010

Wąż i sławojka

Ponieważ jestem człowiekiem zmęczonym Miastem i przede wszystkim ludźmi Miastowymi, kusi mnie z przekory wobec nich napisać pean ku czci sławojki. I bogato zilustrować go zdjęciami z natury. Jak na razie brak mi na to czasu, ot, pomysł.
Niemniej coś tam powiem od siebie.
Bawi mnie wstrząs Miastowego po wizycie w drewnianym wychodku.
Jest tam zwyczajnie wedle jego kanonów piękna rodem z reklam - brudno.
Lecz po co zamiatać i zdzierać liczne girlandy pajęczyn, wiszących w kątach, rogach i pod daszkiem? To przecież sprzymierzeńcy w walce o komfort tego miejsca, tj. policja anty-musza i anty-owadzia.
Odór bywa względny i zależy od pory dnia (najsilniej czadzi wczesnym ranem) i pogody (gdy wilgotno i deszczowo). W ciągu dnia i wieczorem przeważnie wcale go nie ma. Jest jednak całkowicie naturalny i pomóc w odnalezieniu spokoju może myśl, że świadczy o pozytywnej transformacji materii i karmionej obfitością ziemi.
Razi mnie nieumiejętność korzystania Miastowego z drewnianego siedziska. Myślę nawet, że przed wizytami Miastowych będę musiała ilustrowaną instrukcję obługi wywiesić po wewnętrznej stronie drzwi sławojki (dla kobiet) i na ścianie naprzeciw (dla mężczyzn). Przeważnie bowiem po takiej wizycie muszę deski szorować, bo są zalane przez kogoś, kto się ich brzydząc nie umiał porządnie usiąść, albo wręcz wlazł na nie nogami. W takim wypadku nie rozumiem tego zamykania się w drewnianym domku, zamiast zwyczajnie i wygodnie załatwić swoją potrzebę w leśnych krzakach.
Nie chcę się tu specjalnie rozwodzić nad kwestią różnic między mężczyznami i kobietami, które są, w paskudzeniu sławojki. Panom jednak szczerze polecam sikanie pod drzewem raczej, niż do dziury wyciętej w deskach. Zdecydowanie w nią nie trafiają. Trzeba być wychowanym na wsi, aby wiedzieć, że względy czystości i dobrego współżycia z innymi wymagają jednakowo od kobiet i mężczyzn siadania przy korzystaniu z wychodka. Wtedy ów wstydliwy problem nie psuje nikomu humoru, ani nie moczy niespodziewanie pupy drugiej osobie. Która nie jest nikim anonimowym i nieznanym, jak w Mieście.
Na koniec dodam, ku uwadze przegiętych miastowych umysłów i nawyków super-czystości, że drewno, o ile nie jest zabrudzone przez takich "chigienistów" jak wyżej opisani, samoistnie zachowuje równowagę bakteriologiczną i jest z pewnością bardziej sterylne, niż wypucowane domestosem białe trony w miejskich łazienkach.

Sławojka ma jeszcze jeden zasadniczy urok. Można w niej siedząc uczestniczyć w życiu wszechświata.
W nocy wystarczy otworzyć szeroko drzwi, aby kontemplować gwiazdy i księżyc na niebie, albo bezpiecznie przyglądać się burzy.
Jest to także niezwykła sprawa w kontakcie ze zwierzętami domowymi. Przeważnie są one zafascynowane sławojką i tym, kto w niej się znajduje.
Przyjmuję w niej wszystkie koty, zaglądają do niej kozy, a także kury i gęś.
Gusia na przykład przez baczną obserwację rozpracowała tajemnicę otwierania szeroko drzwi. I już kilka razy zastałam ją w środku, walczącą zajadle z... rolką papieru toaletowego.
Bo niewiedzącym warto może objaśnić, że gęsi są wielkimi wrogami węży. Każdy długi kształt, czy to szlauch, lina, postronek, wstążka, szarfa czy nawet obierki z jabłek są w oczach gęsi obrazem diabelskim. Jeśli ów wąż leży na jej drodze (np. szlauch) Gusia staje i zamiera przed nim, i za żadne skarby świata nie przekroczy zaklętej linii. Jeśli Ania ubierze się w spodnie z frędzlami staje się od razu przedmiotem wściekłych ataków, syczenia i wrzaskliwych ostrzeżeń na całą wieś ze strony rozhisteryzowanego ptaka. Który z miejsca jej nie poznaje i traktuje jak wroga numer 1.
No, więc stąd pochodzi owa fascynacja naszej gusieńki sławojką i papierem toaletowym.
Właśnie przed chwilą wygnałam ją stamtąd po raz któryś z rzędu. Odeszła z godnością krętą ścieżeczką wśród śliw wiodącą od sławojki do domu. Zostawiając za sobą zielony ślad na deskach.
Który pracowicie wyczyściłam, acz bez żadnej bezsilnej złości, jaką bywa, że czuję po takich wizytach ludzi Miastowych...
Inną, równie fascynującą dla tego gatunku wężową linią jest... ścieżka, droga. Z lubością poruszają się utartymi szlakami wzdłuż nich, a droga wciąga je w swoją głąb bez końca, jak zaczarowane. Moje gęsie stado potrafiło maszerować drogą szutrową od naszej chaty do sąsiadów nawet kilkaset metrów, pogęgując do siebie bez najmniejszego niepokoju. Niczym innym nie wabione, tylko tą głębią przepastną uporządkowanej przestrzeni i gęsim instynktem bezpiecznej podróży.

8 komentarzy:

  1. Hmm... "Sławojki", jak sama nazwa wskazuje, zawdzięczają swoje istnienie generałowi Felicjanowi Sławoj - Składkowskiemu. Premierowi rządu w drugiej połowie lat 30. Wcześniej w zaborze rosyjskim potrzeby załatwiało się za stodołą - a w zaborze pruskim i tak już istniały szamba i toalety. Obecnie, przynajmniej w moich okolicach, "sławojki" spotyka się na wsi bardzo rzadko. A jeszcze rzadziej są nadal "czynne". Ostatecznie - wybudowanie przydomowej oczyszczalni ścieków to dwa dni pracy i koszt rzędu kilku tysięcy złotych. Szambo można zaś zbudować w jeden dzień za 300 - 400 zł... Nie wiem więc, skąd ta ideologia? Bo "wiejskość" ze sławojką nic już zgoła wspólnego nie ma - a jeśli nawet kiedyś miała, to wcale nie tak długo...

    OdpowiedzUsuń
  2. Odnosnie slawojek:
    kiedy pierwszy raz wyjechalam za granice, a byla to Finlandia, zdziwily mnie niepomiernie "slawojki" prawie na kazdym przydroznym parkingu dalej na polnoc. Myslalam sobie: no w Polsce taki prymityw, ale tam??? Ten oslawiony zachod!
    Jeszcze bardziej zdziwilam sie wchodzac do srodka. Bo byly zrobione z czystego, jasnego drewna (pewnie jakas lokalna popularna odmiana), kazda zaopatrzona w klape, z papierem toaletowym no i instrukcja, ze po zalatwieniu potrzeby nalezy klape zamknac. Dzieki temu zreszta nie cuchnely tez.

    Duzo pozniej dowiedzialam sie, ze jest to najtanszy i w miare niezawodny sposob: nie trzeba budowac szamba, ciagnac wody, etc.
    Slawojki byly naprawde powszechne i byc moze dzieki temu nie zdarzaly sie parkingi doslownie obsrane dookola (co swego czasu bylo dosc czestym zjawiskiem w Polsce).

    OdpowiedzUsuń
  3. Finlandia jest dość chłodnym krajem - i tam istotnie budowa "sławojki" jest prostsza niż szamba i daje niemal taki sam komfort, bo przez większą część roku i tak nie ma co śmierdzieć: wszystko natychmiast zamarza! Ciekawostką jest, że podobnie jest też np. na Cyprze: tam dla odmiany brakuje wody, ale że jest właśnie bardzo sucho, to fekalia szybko wysychają i problemu odoru podobno też nie ma (nie byłem, nie mogę ani zaprzeczyć, ani potwierdzić: w Damaszku w każdym razie, mimo istnienia rzymskiej jeszcze kloaki, śmierdzi potwornie!).

    OdpowiedzUsuń
  4. W naszym regionie sławojki są w każdym gospodarstwie na wsi, chociażby po to żeby rolnik pracując na podwórku nie musiał wchodzić do domu przy każdej potrzebie. Często obserwujemy przerażenie na twarzy odwiedzających kiedy mają tam wejść. Często są to ludzie, którzy są ekologami wręcz ortodoksyjnymi. Nie myślą że w takim miejscu nie ma ogromnego zużycia wody etc.
    I jest to chyba przejaw bardziej ogólnego trendu negacji fizyczności jako takiej. Która zaczyna się na nieustającym myciu siebie i wszystkiego dookoła poprzez dążenie do likwidacji zapachów wokół siebie ... I niestety w sytuacjach gdy fizyczność powraca ze zdwojoną siła np. w przypadku choroby czy śmierci i nic nie pomaga mycie i czyszczenie ... zamykamy te zjawiska i udajemy że nie istnieją. A może czasami warto się z tym spotkać? A.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki, Jacku za komentarz historyczny do nazwy. Wychodzi mi na to, że w życiu nie byłeś na Podlasiu i widzisz Polskę poprzez pryzmat zachodu, a nie wschodu. Jednak kloaka rzymska w Damaszku to nie to samo co wychodek na dwie osoby! I smrodu nie ma co porównywać, ani tym bardziej wstrętnie się otrząsać. ;-)
    Poza tym koszt wybudowania oczyszczalni jest niewspółmierny do kosztów zbudowania i użytkowania potem wychodka!
    Jedni zatem oszczędzają na szambie, a inni na porządnym piecu na zimę. Ja wybrałam piec tym razem. :-)
    Skojarzenia Miastowych zawsze są Miastowe. Standardowe, schematyczne, zbiorowe. Przeca na wsi mamy indywidualność i domek sralny vel sikalnia może być wyrazem i polem przejawiania się indywidualności użytkownika i właściciela. A nie całej społeczności miejskiej czy nawet narodowej.
    Pozdrawiam z pachnącej lasem zagrody! ;-)
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeszcze odnosnie ekologii:

    nawet w takim kraju jak USA, majacym swira na punkcie czystosci, spotyka sie w parkach i rezerwatach miejscowa wersje slawojki: jest to zwykle pomieszczenie wieksze (tak ze ktos na wozku da rade tam wjechac) i zamiast drewnianej nadbudowki ma uproszczona wersje zwyklej muszli z klapa. zero wodociagu czy czegokolwiek. Klape oczywiscie nalezy zamknac, sa tez instrukcje zabraniajace wrzucania do dolu kloacznego zuzytych podpasek, smieci etc.
    Podejrzewam, ze to dlatego ze zawartosc od czasu do czasu wybieraja i pewnie wioza gdzies do kompostowania.

    A z ta fizycznoscia i obrzydzeniem to faktycznie czasami az smiesznie jest. Np. ostatnio: poszlismy w gory Sierra ze znajomymi. Wiadomo, wszystko trzeba ze soba niesc, wode filtrowac no a zalatwia sie potrzebe w lesie - trzeba najpierw wykopac dolek, a potem zakopac po sobie. Kolezanka, ktora pierwszy raz byla, nie mogla przez pare dni zalatwic naturalnej potrzeby, jak powiedziala - ze stresu. Bo nie wygodnego kibelka, trzeba kucnac, muchy i komary lataja... eh!

    OdpowiedzUsuń
  7. Moje rodzinne okolice to centralna Polska, wschodni skraj Wielkopolski, gmina Dąbie, sławojki czy jak to się u nas mawia "ustęp" jest w każdym gospodarstwie, u jednych drewniane, takie typowe, u innych będące przybudówką do obory, takie murowane ale z drewnianą deską. Oczywiście typowe toalety w domach też są. W mojej wiosce stosowało się przesypywanie piachem, ziemią, żwirem, trocinami. Ponoć szybciej się rozkładało.

    Co do miastowych, to zastanawiam się, co by taki miastowy zrobił gdyby pod jego ciężarem deska pozioma się zarwała i wpadłby do sławojki. :)


    To mój pierwszy komentarz na tym blogu, podczytuję sobie od jakiegoś czasu i kibicuję w planach i trzymam kciuki za ich realizację.

    pozdrowienia
    Piotr Szymczak
    http://szymczak.jogger.pl/

    OdpowiedzUsuń
  8. Sławojka -jak najbardziej jestem za.
    Wakacje na wsi nauczyły mnie korzystania z tego przybytku.
    w czasach kiedy jeżdziłam na wieś mniej sie dbało o czystośc nawet takiej ubikacji za stodółką . Spróbowalibyście wtedy korzystac z takiej sławojki- dzisiejsze miastowe damy chyba by pomdlały.
    W ogóle przesadzamy z tą higieną i sterylnoscią . Ludzie są z tego powodu mało odporni na wszelkiego rodzaju bakterie.

    A opowiem jeszcze jedna historie -tym razem ze sklepu.
    Lubie chleb cały , krojony tylko jak juz muszę .
    moj ulubiony chlebek był ostatnio tylko w wersji pokrojonej , podobno całego nie chcieli kupowac . A jedna pani stwierdziła że woli krojony bo przy krojeniu robi sie straszny bałagan - czyli te okruszki- ha ha.
    . Koniec Świata - jak mawiał pan Popiołek z serialu "Dom".

    OdpowiedzUsuń