28 sierpnia 2010

Jaka praca taka płaca

Chłopcy dwaj, że chcieli sobie dorobić osobno, przybyli za pozwoleniem szefa naszej brygady samodzielnie, by szalować ścianę w kuchni. Wczoraj była rozmowa z szefem o formie zapłaty. Ugodziliśmy się, że za pakamerę 2x2, w której okno i troje otworów drzwiowych stoi, a więc wymagającej czasochłonnej pracy dostaną zapłatę za godzinę. Reszta miała być po staremu, od metra.
Nie wiem, kto czego nie zrozumiał, ale chłopcy dwaj, przybywszy do roboty o dziesiątej zaczęli podejrzanie wolno wszystko robić. Ponieważ siedziałam długo w mieszkaniu trudno mi było tego nie zauważyć. Po dwa piwa wydudlili (nasze), zjedli śniadanie, potem obiad (kartofelki ze sztukamięsem i kiszonymi ogórkami, więc nie byle jaką zalewajkę) oraz paczkę papierosów spalili na tarasie, deski nosząc i przycinając w tempie zwolnionego filmu. Poszłam zatem ze skargą do Ani, w pracowni ciężko pracującej na chleb powszedni.
- Coś mi się zdaje, że chłopaki są przekonani, że cała kuchnia ma być na godziny. I w takim tempie będą się z robotą pieprzyć przez tydzień.
Oglądnęłyśmy robotę. Przed osiemnastą było tyle: olistwowali jedną ścianę z drzwiami i jedną w pakamerze i ułożyli deski na połowie drugiej ściany.
Tu muszę powiedzieć, że znam ich prawdziwe tempo pracy, bo szalowali dom z zewnątrz...
Ania odwiozła ich samochodem do miasteczka i wszczęła rozmowę z szefem. Uprzejmie. I wyszło na to, że panowie nie są zainteresowani inną płacą, niż na godziny, są przekonani, że tak się ugodzili na całość roboty i w takim razie nie chcą tej fuchy i już do pracy nie przyjdą.
- Ok - powiedziała Ania - Wam się nie opłaca, mnie się nie opłaca. Trudno. Będę szukać innego wykonawcy. Dziękuję.
I tyle dnia.
Aha, Koli skończyła się wreszcie cieczka, która prawie przez miesiąc ściągała wszystkie małe i duże kundle ze wsi do obejścia. Najprzykrzejsze były Ufo i Nol, należące do pewnego mieszkańca wioski, winne moim zdaniem pomniejszenia mojego stada kurczaków przy okazji.
Poza tym wzięłyśmy się za sprzątanie starych cegieł, wywalonych pod oborę przez pierwszego zduna przy rozbiórce starej kuchni i komina jeszcze w zeszłym roku. Część już się zlasowała, część najlepszych ułożyłam zgrabnie i nakryłam od deszczu.

2 komentarze:

  1. oj, skad ja znam ten ped do pracy:/ zawsze staram sie umowic na konkretna robote za konkretne pieniadze, na godzine to jest po prostu kuszenie losu (i portfela); ponadto zdumiewa fakt, ze w moim regionie gdzie ludzie nie maja pracy (realnie siedza w domach i narzekaja) bardzo ciezko jest kogos do pomocy znalezc:/

    OdpowiedzUsuń
  2. Twój rejon w niczym nie różni się od naszego. Ania twierdzi, że to nadmiar świeżego powietrza sprawia, że ludzie są leniwi, flegmatyczni i olewają wszystko jak leci. Ile razy zaczepisz kolesia wystającego od rana pod sklepem z piwem, żeby w czymś ci pomógł za jakieś nieduże pieniądze, poniżej 50 nie chce zejść i mówi: jak nie to nie, mnie nie zależy, to pani zależy. I stoi dalej, potem leży. Pije za państwowe zasiłki z gminy, renty, swoje albo mamusi, jak się kończy to samopomoc pijacka się włącza. Rzadko trafia się pijaczyna na takim wycieńczeniu (bez picia), że do roboty godzi się nawet bez forsy, tylko za papierosy i kielicha. Goni taki taczki, kopie dołki albo rżnie drewno na krajzedze na chwiejnych nóżętach z mętnym wzrokiem i już nie myśli, jak jest wykorzystywany, byle tylko się napić. Ale taki robotnik jaka i płaca. Ot, charakter wschodu. Już się nawet nie denerwuję. Świeże powietrze i na mnie zaczyna działać. ;-)
    Ewa

    OdpowiedzUsuń